Rozdział dedykuję wszystkim obserwatorom ;*
"Umiesz liczyć? Licz na siebie. Innych Twoje szczęście jebie!!!~Lales
"Lales-Przyjaciel"
(Uwaga piosenka zawiera wulgaryzmy ;) )
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Violetta
Nastała noc... Siedzę i nasłuchuję. Zrobiło się cicho, słyszę tylko jak na dworze szaleje burza. Tak burza. Słaba pogoda jak na moje "ubranie" ale innej okazji nie będę miała. I tak zapewne trafię do szpitala jeśli uda mi się uciec. Teraz wszystko mi jedno abym tylko się wydostała. Chcę do Fran, do domu i co najważniejsze, do Leona. Tęsknie za nim. Dobra koniec tego rozmyślania,muszę uciekać. Tylko jak ja mam się dostać do tego cholernego okna? O tu jest jakaś szpara w ścianie. Dałam tam nogę i podciągnęłam się resztkami sił do góry.(Obóz gimnastyczny w liceum się przydał) Siedziałam na wysokości około 2m. Dobra Violetta na raz...dwa... trzy... Skaczę!
-Ałłłł. Kurwa.-jęknęłam z bólu.
Noga napierdala mnie jak nigdy. Ok teraz tylko muszę "doczołgać" się jakoś do domu Fran. Tylko gdzie ja kurwa jestem?! Pada jak cholera, jest ciemno jak w dupie. Strasznie mi zimno, wszystko mnie boli. Łzy automatycznie zaczynają płynąć po moich policzkach. O nie! Słyszę jakiś głos! To Larry!!! Zaczynam uciekać.Wpadam w jakieś kolczaste zarośla. Boli jak cholera. Biegnę dalej. Głos ucicha. Wbiegam na jakąś drogę. Nadal leje. Pioruny walą jak oszalałe a ja cała obolała i zakrwawiona biegnę... Biegnę przed siebie. Boję się. Przez ostatnie tygodnie to moje podstawowe uczucie. Po przebiegnięciu około 2 km przystaję. Zaczynam ponownie przemierzać drogę ale tym razem marszem. Muszę dojść muszę!
5 km dalej
Zaraz czy to światło?! Tak! Światła! To miasto! Widzę moje ukochane Buenos Aires! Już zaraz będę w domu! U Fran! Tak bardzo mi jej brakuję...
1h potem
Fran
Nie ma jej już 5 tygodni. Straciłam nadzieję. Przez ten czas mieszkamy wszyscy razem żeby nie popaść w depresję, chociaż ja i Leon jesteśmy tego bliscy... Jest 4:15 a my nie śpimy jak zwykle z resztą. Nagle słyszę dzwonek do drzwi idę otworzyć. Za nimi widzę dziewczynę w strasznym stanie.
-Co się stało? W czym mogę ci pomóc?-pytam wykończona.
-Fran... Nie poznajesz mnie?-pyta ledwie słyszalnie zapłakana dziewczyna.
-V-v-v-v-violetta?!-szepczę.=Violetta nie wierzę! To na prawdę ty! Boże jak ty wyglądasz!-krzyczę i przytulam ją do siebie a ona wybucha jeszcze większym płaczem. Ja również się rozklejam. Nagle przybiegają nasi przyjaciele.
-Violetta?-szepcze Leon bliski płaczu.
-O Boże. Co oni ci zrobili?-pyta przerażona Lu a Vilu znowu wybucha.
-Lu myślę że ona nie jest gotowa na taką rozmowę. Lepiej zabierzmy ją do środka proponuje Fede.
Viola wygląda okropnie. Cała poobdzierana, zakrwawione ręce i nogi, cała mokra, wygłodzona, chuda...Zaraz ona jest ZA CHUDA!!! O nie!!! Tylko nie to! Siadam z Violą na kanapie i okrywam ją kocem. Ona resztką sił się we mnie wtuliła.
-V-V-Violu co z dzieckiem?-zapytał nie pewnie Leon.
-L-L-L-L-Leon dz-dz-dziecka nie m-m-ma. O-o-oni j-j-je z-z-z-z-z-zab-b-b-il-l-l-i.-szepnęła patrząc mu w oczy po czym zamknęła oczy znów dając upust łzom. Leon tylko schował twarz w dłonie...
Rano
Leon
Po śniadaniu zawozimy Viole do szpitala. Przeraża mnie jej stan ale cieszę się że wróciła do nas. Tęskniłem za nią cholernie. Nie mogę już spać. Pójdę się napić. Idę do kuchni i spostrzegam Violę owiniętą w koc i opartą o blat. Poodchodzę do niej i kładę rękę na jej ramieniu. Ona przestraszona ją się odwraca. Patrzymy sobie w oczy. Widzę w nich ból, strach, rozpacz.
-Spokojnie to tylko ja.-mówię spokojnie.
-Widzę-szepcze słabym głosem.
Nastaje niezręczna cisza między nami.
-Tęskniłem. Bardzo.-mówię po chwili.
Ona znów patrzy mi w oczy.
-Ja też. Marzyłam tylko o tym żeby was zobaczyć.
-Jesteś w stanie opowiedzieć chociaż część tego co się stało?-pytam nie pewnie.
-Myślę że tak. Ale tylko tobie. Nie chcę o tym mówić kilka razy. Innym opowiesz ty. Dobrze?-zaproponowała.
-Oczywiście.
-Więc byłam w pokoju kiedy poczułam uderzenie w głowę i potem tylko ciemność. Obudziłam się w dziwnym pomieszczeniu. Następnie przyszedł Larry.A raczej Matt. Zaczął mnie bić. Potem zmusił mnie do...-przełknęła głośno ślinę-do aborcji i zgwałcił.-moja ręka zacisnęła się w pięść.-Przez całe 5 tygodni katował mnie, gwałcił, głodził i torturował. Tam są też inne dziewczyny które maja swoich "prześladowców". To od nich dowiedziałam się prawdy o Larrym. Tak na prawdę nazywa się Mattew Johnson i jest przestępcą. Ja miałam najgorzej. Tortury trwały od 2-6 godzin i były 2-4 razy dziennie. Byłam wykończona. Ale udało mi się uciec. Wyszłam oknem. Potem usłyszałam jego głos i zaczęłam uciekać po mimo bólu. Wpadłam w kolczaste zarośla. Potem wybiegłam na drogę i biegłam 2 km. Następnie 5 szłam i jakoś dotarłam do miasta. Resztę już znasz.-zakończyła już całkowicie płacząc. Bez wahania ją do siebie przytuliłem. Wtuliła się we mnie z całej siły. A nie miała jej wiele. Głaskałem po włosach i szeptałem do ucha że będzie dobrze.Nagle poczułem że wysuwa się z moich objęć, ale nie świadomie. Zemdlała...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam w spóźnionej 28 :) Szybko leci ;D Rozdział nie zachwyca długością ale starałam się ;c Jest raczej bardzo dramatyczny xD Co do piosenki na początku to ja osobiście wierzę w przyjaźń itp. ale ta piosenka zajebiście mi się podoba :3 Tak ogólnie to jest 23 więc trochę zmęczona jestem :/ Dobra nie zanudzam notkami ;p Do następnego rozdziału :) (Mam nadzieję że w ten weekend ;) )
Pozdrawiam ;*
Blair <33